31 stycznia 2014

Nadrabiamy: Dzień narodzin Oleńki

'Porod'- słowo które niejedna mamę a szczególnie przyszłą mamę przyprawia o ciarki, mdłośc itd. Jak to było ze mną? Podejscie ogolnie mialam chyba poprawne, czyli: Skoro ten nasz Aniołek jest juz w środku to przeciez musi sie jakos stamtąd  wydostac :) Tylko czasem miewałam gorsze dni, szczegolnie po odwiedzinach u szwagierki ktora ciagle powtarzala, ze podczas porodu ma sie wrazenie ze sie umiera i takie tam. No i ze urodzenie dziecka to jedno, ale potem to szycie, urodzenie lozyska- to jest dopiero masakra!
Hmm. Teraz moge sie z tego po prostu smiać :) :) :) :)
No wiec z nami to bylo tak:
Czwartek, 17.10- kładziemy sie spac o 24, oczywiscie kto sie kladzie to sie kladzie bo ja to juz raczej spania nie mialam ;)
 Jest 2:00 w nocy- kurcze albo zrobiłam siu siu, albo... Wody? Niemozliwe! (8 dni po terminie, ale nie mozliwe ;)) Wiec budze meża i scena jak z filmu- za pierwszym razem ani drgnął, za drugim: 'spij Kochanie, spij', za trzecim totalny szok no i oczywiscie panika. Zadzwonilam do szpitala, przedstawilam sytuacje, pani powiedziala, zebym odpoczela troche i jesli odejdzie wiecej wod to nalezy przyjechac.
 Położyłam się spac, maz poszedł do pracy (chyba nie pamietal sytuacji z nocy :p) no i tak sobie odpoczelam ze wstalam o 10! Wstalam i wiedzialam ze to na pewno byly wody.. Alarm i jedziemy do szpitala.. Przyjezdzamy, zostaje podpieta pod KTG i wykres ze skurczami skacze jak szalony, ale ja nic nie czuje, mysle sobie 'Kurcze! Moze ja naleze do tych co to nie czuja kiedy rodza' Po KTG ide na spacer do kolezanki z sali obok, ktora również oczekuje na poród i ewidentnie ma juz rumience na twarzy :) Pani polozna patrzy na mnie i mowi: 'A tej pani cos tu chyba za wesolo, to zaraz podepniemy kroploweczke :p'
Piatek, 16:00- podłączamy kroplówkę, po godzinie skurcze sa juz dosc odczuwalne, a moj mąż z pełna powagą mowi : 'Kinia ja ide do samochodu, daj znac jak bedziesz po' Aha.. Jasne.. Teraz? Zostajesz!!!
Bogu dzieki, że tam był, wlasciwie to dzieki temu ze stale masowal mi kregoslup ból byl znośny.
19:00- Polozna Marta idzie do domu,, masakra pewnie nastepna bedzie jakąs okropną francą i sie okaze ze to bedzie masakra, a nie porod. Dziewczyny.. pojawiła sie druga polozna Marta- najcudowniejsza pod słoncem. Na salę przychodzi pan doktor: 'O mamy dwie Panie rodzace! No to ktora pierwsza, na wyscigi dziewczyny! ;)
19:55- Oleńka jest z nami, pani Marta kładzie mi ja na piersiach i widze to moje Cudenko. Oczywiscie poplakalam sie, a potem moj maz pobiegl za nasza Myszką bo jak to pozniej powiedzial: 'Balem sie, ze mi ja podmienia :))


Dziewczyny, żadne słowo wypowiedziane przez moja szwagierke nie bylo prawda.. Porod nie gilgocze, ale tego bolu naprawde sie nie pamieta :) Przysiegam! Przyszłe mamy z okolic Nowego Sącza, polecam szpital w Roztoce. A jeslli mieszkasz gdzies indziej to naprawde zwroc uwage na to gdzie rodzisz i jaki w tym szpitalu jest personel. Dzieki mojej poloznej wszystko poszlo bardzo sprawnie i gladko.
P.S. A Mąż? Mąż powiedział, że teraz bardzo żałował by gdyby nie byl wtedy z nami ;)

Dla takich chwil chce się żyć :)

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę położnych, takie cudowne to skarb !

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło dla odmiany przeczytać opis porodu, który nie wywołuje u mnie paniki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana gwarantuje Ci że czegoś takiego jeszcze nie przezylas:) polecam Ci wziąć sobie kogoś kto będzie podpora tylko nie męża jeśli ma zamiar zwiac jak mój;) A jak zobaczysz swoją Lenke na twoich piersiach oszalejesz że szczęścia:)

    OdpowiedzUsuń